Co wkurza grafika #3

W poprzednim artykule z cyklu o wkurzonym grafiku napisałem o Adobe Illustrator`rze – programie jako żyw wyjętym z piekielnych otchłani. Pożartowałem sobie, pomarudziłem troszkę, ale i tak wszyscy wiemy że grafików wcale tak naprawdę nie wkurza software. To znaczy wkurza i to niemiłosiernie, ale w szarej rzeczywistości wkurza ot tak, na którymś z kolei miejscu.

Dzisiaj chciałbym zająć się miejscem czołowym. Czy pierwszym to nie wiem, pewnie każdy z Was ma inaczej, ale jestem pewny że element dzisiejszego wkurzenia znajduje się u każdego z projektantów graficznych co najmniej w pierwszej trójce. Cóż to takiego?

Chlobodawca

Ano prawda. Klient. Szanowny Pan zleceniodawca. Nasz pan – jak go niektórzy zwą. Ekspert we wszystkich dziedzinach, największą jego specjalizacją ze wszystkich które posiada to oczywiście nic innego jak projektowanie graficzne. On wie jakiego kroju pisma użyć, jaki powinien mieć kolor, jakie zdjęcie zastosować, ile powinien mieć wewnętrzny margines strony i jakie wyrównanie w tekście użyć… no jak to jakie? Nie wiecie? „ Pan mi to wyjustuje, wtedy równo jest, ładnie się robi”….

Gdy zapytać Go: „Panie, a na jakim formacie chcesz mieć Pan ten tekst wyjustowany” robi się bledszy i zaczyna coś bredzić o formacie B25, czyli jakby połowa z połowy kartki co to on ją wczoraj widział u swojego szwagra – starego Corelowca. W każdym razie ładna była, to i taki projekt ma być. Ładny. Jaki? No taki żeby kolorowy był i przyciągał wzrok. Koniecznie musi się wyróżniać z tłumu. Co to za projekt, który się nie wyróżnia? No i ważne żeby było wyjustowanie. Po całości.

Klient nasz kochany, chlebodawca wspaniały jest zazwyczaj dowcipny. I to mu się chwali, bo jak nic w mig potrafi rozruszać atmosferę. Jest taki żart, który zawsze mnie szczerze rozśmiesza tak, że boki zrywać. Pojawia się zazwyczaj przy ustalaniu terminu. Na kiedy to Pan potrzebuje? No jak to na kiedy… Na wczoraj! Żart ów może niezbyt oryginalny, w każdej rozmowie funkcjonuje jakby został wypowiedziany co najmniej pierwszy raz. Nieprzenikniona mina grafika zazwyczaj klientowi nie daje nic do myślenia… A szkoda.

Tak na serio, to na Klienta narzekać nie wypada. Było nie było jest fundamentem naszej pracy, ostoją przedsiębiorczości i oazą mądrości w jednym. A tak już zupełnie poważnie, to ma portfel i czasem nawet coś na chleb przeleje. Dobrodziej nasz. Zirytować ociupinkę może fakt, że projekt który miał być na wczoraj (pamiętacie? boki zrywać) jest opłacany mniej więcej w czasie gdy zaczynamy zapominać że ów miał miejsce.

Ale to tylko dlatego, że nasi Klienci są zazwyczaj zabiegani i nie mają czasu na pierdoły. Ty sobie grafiku niedouczony siedzisz i kawkę pijesz (jak to gdzieś już kiedyś zostało pięknie zilustrowane), a ten ciężko pracuje i zasuwa… tylko po to, aby móc zapłacić Tobie, kawopijcy wstrętnemu, przy komputerze się bawiącemu.

Tak, to prawda. Klient zabiegany jest i w ciągłym ruchu. Dostrzec to można zwłaszcza na spotkaniach wszelkiej maści. Telefony rozdzwonione, wzrok rozbiegany, palec wskazujący nerwowo rytm wybijający. Tobie Grafiku wydaje się, że praca polega na siedzeniu i wykonywaniu ot jakichś tam projektów graficznych. A Klient inne spojrzenie ma na takie sprawy. Każdy dzień to wyzwanie, szansa i gonitwa. Dlatego nie irytuj się, gdy na spotkaniu, na którym omawiacie ważkie plany, Klient przerywa Ci raz i drugi wydając gromkim głosem polecenia swoim podwładnym.

Tak właśnie wygląda walka o przetrwanie w szalonym świecie biznesu. Przecież nie raz słyszałeś: „dla Pana (Pani) taki projekt to 10 min pracy”. A Ty miałeś jeszcze czelność żądać za tą chwilę roboty pieniędzy. No ile? 200 zł? 500 zł? TYSIĄC? A wiesz Ty człowieku ile czasu musi poświęcić Klient, aby ten tysiąc złotych zarobić? Ile potu przelać? Ile krwi zmarnować?

Jednym słowem przyjąć Klienta trzeba takim jakim jest, wad mu nie wypominać, o terminach płatności nie przypominać. Mogę jeszcze Wam podrzucić dobrą radę na koniec mojego dzisiejszego narzekania. Tłumaczyć naszemu zleceniodawcy o co w projektowaniu graficznym chodzi chyba nie warto… To znaczy ja wiem, że trzeba i taka nasza praca trochę. Ale w 9 przypadkach na 10 wszystkie te rady lepiej głęboko sobie schować i ewentualnie jakoś je przemycać w korektach. Tak powoli, jak wtedy gdy chcesz ugotować żabę, żeby ta nie wyskoczyła…

Pamiętaj tylko żeby tekstu wyjustowanego nie ruszać, bo Klient wyczulony na to jest i w mig wyłapie i zwróci uwagę.