Co wkurza grafika #5
Jakoś tak się zdarzyło, że w poprzednim artykule z serii, zamiast pisać o tym co wkurza przeciętnego grafika (choć wszyscy wiem, że takie zjawisko jak „przeciętny grafik” w naturze nie występuje), zacząłem pisać trochę o sobie. Obiecuję nie robić tego zbyt często, niemniej dzisiaj znów będzie nie o tym co może wkurzać każdego grafika, ale o tym co wkurza przede wszystkim mnie.
Na domiar złego swoją irytację roztoczę nad pewnym szczególnym charakterem, którym jest obdarowany niejeden czytelnik Graficznego. Słowem: będę Was obrażać.
Na pewno kojarzycie taką rozmowę którą bądź to odbyliście, bądź to usłyszeliście. Zazwyczaj zaczyna się od tematu robienia czegoś, w naszym przypadku prawdopodobnie będzie to wykonywanie projektów graficznych. Otóż odbywa się jakiś dialog, i ktoś ni z tego ni z owego rzuca błyskotliwą, niby od niechcenia, myśl: „ A bo wiesz? Ja to lubię robić wszystko dobrze, tak do ostatniego szczegółu. U mnie musi być wszystko wycyzelowane do ostatniego milimetra„.
Na naszą nieśmiałą odpowiedź „Aha…?” zawsze usłyszymy „Bo ja to jestem pedantem”. Po takiej deklaracji, pierś pedanta wypina się do przodu, spojrzenie nabiera ostrości a cała jego postawa wyraża pogardę dla wszystkich nie-pedantów – jednym słowem od razu masz wrażenie, że rozmawiasz z nie byle kim.
Pewnie powoli zaczynasz się zastanawiać, czemu o tym w ogóle piszę i dlaczego na stronie poświęconej projektowaniu graficznemu? Już śpieszę wyjaśnić. Bo moim skromnym zdaniem perfekcjonizm czy pedantyzm jak kto woli, to straszna i wstydliwa choroba.
Choroba, która niestety bardzo często dotyka ludzi ze środowiska grafików i przypuszczam, że jeśli ktoś nie poruszy tej sprawy na otwartym gremium to może być ona zamieciona pod dywan i zapomniana. A prawda jest taka, że tylko gdy zaczynamy sobie zdawać sprawę z tego że możemy być dotknięci ową przypadłością należy udać się do specjalisty i próbować to w sobie zwalczyć. Serio.
Ja wiem, teoretycznie byciem pedantem to całkiem fajna sprawa. O kimś, kto tak skrupulatnie podchodzi do swojej pracy zazwyczaj się słyszy: „on to zawsze robi wszystko dobrze”, „każdy projekt pucusia to istne arcydzieło”, no i najważniejsze: „na niego zawsze można liczyć”. Takie opinie o sobie każdy grafik chciałby słyszeć jak najczęściej. Ale pamiętajmy o jednym: to tylko jedna strona medalu.
No niestety. Bo jak słyszę, że ktoś jest takim purystą i perfekcjonistą, to pierwsze co mi się nasuwa na myśl to: robi wolno, jest upierdliwy, traci głowę dla szczegółów. Nie wiem też czemu, ale zazwyczaj właśnie z takimi pedantami miałem do czynienia. Niby fajnie, że projekt jest dopięty na 100% (bywa że na 120%), tylko powstaje pytanie czy dla owych 20 dodatkowych procentów warto tracić większość czasu poświęconą projektowi? No bo niestety, tak to zazwyczaj wygląda w praktyce…
Ja wiem, wiem. Taka nasza praca. Wszak wykonujemy projekty graficzne, a te, było nie było, powinny się charakteryzować wyglądem i formą, o której z powodzeniem można powiedzieć: dopięta na ostatni guzik. Czasem tylko dopięcie tego ostatniego guzika trwa niezwykle długo. Więcej. Czasem nie warto go dopinać. A przecież są też tacy pedanci, którzy lubują się w dopinaniu guzików, które nijak się mają do samego projektu…
Naprawdę nie chciałbym nikogo wskazywać palcem, aczkolwiek myślę, że warto zadać sobie pytanie czy nie należysz do tego jakże zacnego i dumnego z siebie grona pedantów… Ot tak na wszelki wypadek. Dla ułatwienia wypiszę kilka symptomów, które pozwolą Ci się zorientować czy problem Cię dotyczy:
- gdy zaczynasz sprawdzać literówki w budżetowej tureckiej ulotce dotyczącej turbosprężarek;
- wszyscy lubimy guide`y(prowadnice). Kilka, kilkanaście na projekt (czasem ciut więcej) jest pewnie obligatoryjna przy każdej pracy. Ale jeśli oddalasz projekt i z monitora atakuje Cię seledynowo-turkusowa łuna to wiedz że przesadziłeś i zaczynasz mieć problem;
- jeśli przyglądasz się godzinami wydrukowanym na brudno projektom i analizujesz czy powiększenie kroju pisma o jedną dziesiątą punktu Didota jest uzasadnione i jak może wpłynąć na całokształt;
- gdy zużywasz ryzę papieru na porównywanie wersji projektu, różniące się procentowymi różnicowymi w kolorze;
- gdy dostrzegasz podwójną spację na 11 stronie broszury (co swoją drogą jest godne pochwały), a uchodzi Ci literówka w nazwie produktu na okładce;
Oczywiście to pewnie nie wszystkie symptomy pedantyzmu, raczej te, o których słyszałem w czasie swojej „kariery” zawodowej. Ale sądzę, że powinny dać Ci do myślenia i podstawę do zbadania swojego wewnętrznego graficznego ja.
Pytanie co zrobić gdy stwierdzisz u siebie taką przypadłość? Pewnie niewiele. Nie wiem czy na łamach Graficznego wypada mi odsyłać kogokolwiek na psychoterapie, ale być może warto by się było nad zastanowić? Zwłaszcza jeśli jesteś na etapie dumy ze swojej choroby.
Niestety tłumaczenia otoczenia na nic się zdadzą, że poświęcając zbytnią uwagę szczegółom traci się spojrzenie na całość. Że pewne naprawdę drobne elementy projektu umieszczasz dla siebie nie dla odbiorcy. Że pracując w ten sposób w grupie jesteś po prostu utrapieniem i cały projekt może mieć opóźnienie przez zbytnią dbałość o pierdoły. Dlatego w takim przypadku pomóc może tylko wykwalifikowany specjalista. Tego, że pewnie będzie to musiał być specjalista najwyższej próby nie będę podkreślał…
Mimo wszystko jeśli nadal uważasz swój pedantyzm za cnotę najwyższej próby i nie chcesz z niej rezygnować pamiętaj tylko proszę, że druga strona – partner w pracy, klient, podwładny – może nie podzielać Twojego entuzjazmu w sprawdzaniu która forma wygładzania krawędzi jest najlepsza dla przecinka z 6 strony sprawozdania finansowego budki z lodami.
PS. Obiecuję, że aby zachować równowagę poświęcę kiedyś kilka chwil i napiszę coś drugiej stronie medalu, czyli grafikach flejtuchach.