Dylematy / Identyfikacja Art Museum
W dzisiejszym wpisie, zamiast swojego zwyczajowego chwalenia oddam się krótkiej kontemplacji i spróbuję odpowiedzieć sobie na pytanie czy nowa identyfikacja wizualna dla kanadyjskiej galerii sztuki Art Museum jest „fajna” czy też nie bardzo.
Jak to zwykle bywa, na projekt tejże identyfikacji wpadłem zupełnie przypadkowo. Za jej projekt odpowiada studio Underline, które siedzibę ma podobnie jak opisywana tu galeria w Toronto. Projekty tego typu instytucji zazwyczaj mają wspólny mianownik – uciekają od projektowania komercyjnego, pozwalają sobie na nieco więcej, przekraczają granice i starają się przełamać nasze przyzwyczajenia. Zazwyczaj można to uczynić w dość „prosty” sposób: zdecydować się na jakiś element, trochę go przetworzyć i wynieść na piedestał czyli zrobić z niego głównego bohatera projektu. Reszta elementów powinna sama zaskoczyć i w dość naturalny sposób stać się eleganckim tłem i kontekstem projektu.
Oczywiście czasem nie jest łatwo wyłowić tego głównego bohatera, zwłaszcza gdy od wielu lat design ucieka w stronę minimalizmu (i słusznie!) tak, że czasem trzeba się naprawdę nagłowić gdzie jest ów projekt. Czy wybór odpowiedniej faktury papieru to już projekt? A może dodanie do niego koloru i jednego napisu czyni dzieło skończonym? A może właśnie nastąpił przesyt i jest tego za dużo? Pytania, wątpliwości… 🙂
I chyba właśnie zadając sobie takie pytania studio Underline stworzyło swój projekt identyfikacji dla kanadyjskiej galerii. Bo niby coś tam jest. Kolor, kilka napisów i chyba główny bohater: logo / nielogo Art Museum. Każdy kto czasem czyta moje wpisy na Graficznym wie jak bardzo lubię projekty minimalistyczne, takie w których praktycznie nic nie ma. Jednakże w tym przypadku zacząłem się zastanawiać czy nie została przekroczona pewna granica „nicości”. Bo jeśli zazwyczaj w projektach o minimalnej ilości elementów jest zazwyczaj przynajmniej ten jeden, który ściąga wzrok, tak w tym przypadku chyba nic takiego nie znajdziemy.
Aczkolwiek nie znaczy to, że uważam ten projekt za słaby. Wręcz przeciwnie. Bo pomimo jego totalnego minimalizmu i prostoty jest całkiem charakterystyczny i jeśli tylko kolejne materiały będą konsekwentnie realizowane w ten sposób, na pewno będzie można mówić o stworzeniu pewnej jakości i marki opartej na projekcie, który jest, a którego jakby nie było. Szaleństwo czy metoda? Oceńcie sami: