L.Wolf – maksymalny minimalizm
Przeglądając ostatnimi czasy portfolia różnych firm graficznych natknąłem się na projekt identyfikacji wizualnej L.Wolf. Z początku pomyślałem sobie, że „mildred & duck” firma, która jest odpowiedzialna za tą kreację puściła oczko do klienta, bo projekt jest tak ascetyczny, że prawie go nie ma…
Oczywiście trochę przesadzam, ale w gruncie rzeczy nie wiele. Zdaję sobie sprawę, że dobry minimalizm jest często trudniej osiągnąć niż jakiś wypasiony i przebajerzony projekt, niemniej ja sam chyba miałbym obawy wysyłając pliki do druku. Ale przeglądając prezentacje tego projektu zdałem sobie sprawę, że niesłusznie. Ów minimalizm, lub jak kto woli brak projektu wygląda wcale nieźle, a już współpraca tej ascezy z jednolitym i płaskim czarnym kolorem na odwrocie już zupełnie zdaje egzamin.
Choć bardzo je lubię, to często przeglądając takie projekty zastanawiam się na ile był to projekt wykonany w dwie godziny, a na ile przemyślana i mozolnie wydeptana ścieżka w kierunku takiej pustki… Ale z drugiej strony czy to ważne? Grunt, żeby projekt spełniał swoją rolę, a ten chyba robi to nad wyraz dobrze… prawda?